Lodówka – część druga

Lodówka – część druga

Bóg wymyślił reklamacje i ONI TEŻ JE TU MAJĄ. To jakby siódmy dzień stworzenia.

Się popsuła – z racji przepięć i przesileń. Elektryka, jak już wspomniałam to osobny rozdział.

Popsuła się zatem…

Jednak ja już wiem, jak to będzie, już wiem.

Wiem, że zanim się skontaktuję z nimi, muszę poznać instrukcję obsługi na pamięć, bo oczywiście, zanim mi uwzglednią reklamację, to padną niewygodne pytania:

„Did you try to turn it of and on again?”

„Did you do everything according to manual?”

i moje ulubione:

„Are you sure that device is connected to the socket?”

– Nie , nie podłaczylam i dopiero po tygodniu zauważyłam, ze nie chłodzi, tylko nie wiem, skąd tam światełko.

(światełko w tunelu – może mi się wydaje, może to dusze idące do nieba… może agonia trwała dłużej… – nie – hah, żart. Tu nie wiedzą, co to metafizyka. Tu nie przywiazują się do przedmiotów, żeby pokochać, żeby zauważyć że mają dusze. Tu je wypieprzają na chodnik, kiedy im się znudzą. Tu jest kraj wysoko rozwinięty. Z wysoko niedorozwiniętymi obywatelami)

Więc – Manual na pamięć.

Najpierw mail. Bez maila – dupa zbita. Nie przejdziesz na wyższy level.

Mail: „Sorry – moja lodówka po tygodniu odmówiła współpracy, światełko sie świeci, ale nie chłodzi. Zrobiłam wszystko, co w manualu. Uprzejmie czekam na kontakt i poradę: co zrobić z nią.

z poważaniem,

ja. ”

Autoresponder:

„Twoje zgłoszenie zostało przyjęte. Skontaktujemy sie z tobą w ciągu dwóch dni roboczych. ”

O matko. O niedobrze. O już nie wiem co.

DWA DNI ROBOCZE – o Jezus. To w przeliczeniu, to ile to będzie? Matko – nie wiem. Panika, histeria.

Myślę. Może gdzieś mi się to uda sprawdzić. Może jakoś to ustalę.

Niby informacja czysta i klarowna. Niby wszystko w porządku – Dwa dni robocze. Ale nie tutaj.

Tutaj wszystko relatywne. Tylko nie wiem w jakim kontekście. Nie wiem. Nie uda mi się tego ustalić. To juz wiem. Postanowiłam czas aproksymować.

Po 3 dniach zadzwoniłam tam i oczywiście zanim sie dodzwoniłam (jakies 30 minut słuchania głosów morza celem uspokojenia) w przerwie muzycznej przyjazny głos automatu mowił do mnie:

„-Ej, po co dzwonić, przecież masz stronę internetową. Wyślij maila… przecież nie masz czasu. A my tak dbamy o czas twój. Maila wyślij, nie dzwoń do nas. Podajemy adres strony internetowej…”

I podają mi z upoerm maniaka a ja z uporem jeszcze większym czekam na połączenie.

Wygrałam. Wprawdzie nie wojnę ale bitwę, ale morale mi się trochę podniosło.

Odbiera, jakiś azerbejdżanin, albo inny akcent złamany w zakresie aparatu mowy coraz bardziej oddalajacej sie od zrozumiałego…

(„- Jaki jest twój angielski? – Tak powiedziałbym – parę tonacji oddalony o koloru białego. – zawsze kłamią. ZAWSZE. Wychodzi to na jaw już po paru minutach”)

Więc tłumaczę:

– Lodówka mi nie działa. światelko się świeci, jest prąd, ale nie chłodzi. Kupiłam w sklepie u was. Taka mała podblatowa….

– Proszę podać numer zamówienia

– Ah – podaję. Przezorna- przygotowana.

– Proszę podać numer przesyłki

Podaję oczywiście, nie wnikam w zasadnosć pytania, skoro moja przesyłka od tygodnia jest na miejscu…

– Proszę powiedzieć jaki jest problem.

Powtarzam, co na początku. Dodaje: „Zrobiłam, co w manualu – żeby uniknąć dalszych nieprzyjemnych pytań podważających moją inteligencję, tak włączyłam do prądu, upewnilam sie, ze prąd jest. światełko sie świeci przecież.

Już nie chcę dodawać, że obawiam się, że nie wiem, czy świeci, jak zamknę lodówkę, czy gdzieś sobie idzie…. boję się, że nie zrozumieją, a spędzę kolejne godziny przy telefonie.

– Wysłała pani maila?

– Wyslalam.

– Opisała pani tam?

– Oczywiście.

– No nic, to my się tym zajmiemy. Ma pani karton na lodówkę?

– Nie mam, mam małe mieszkanie, nie mam gdzie przechowywać.

– Och to kłopot. Kurier nie weźmie lodówki, jak nie w kartonie. Jest na to sposób. … – podejrzewam go w tym momencie o sprytną miną- Niech pani pójdzie do sklepu jakiegoś i poprosi, żeby dali. Na pewno bedą mieć.

– Dziekuję, dobry człowieku, nie wpadłabym na to.

– No. To proszę przygotować.

– Dobrze.

– Kiedy kurier ma być u pani po lodówkę? żeby odebrać?

( O matko. Ja! JA mam ustalić termin. O Jezus. świat się kończy. To jedno. Drugie, to ja już wiem, że z tego wynikną tylko same nieporozumienia. Już wiem. Czas. O matko. Tutaj.)

– Jutro. – walę idąc trochę va banque

– Między którą a którą godziną?

– Co?

– No, jakie ramy czasowe pani odpowiadają?

„Azerbejdzanin – myślę sobie – nie rozumiem”

– Może pan pytanie powtórzyć?

– Kurier może być u pani pomiędzy 8-11, lub 11- 15, lub 15- 18. Co pani bardziej odpowiada?

Oho!! Chyba zrozumiałam.

Ciężko wyjść z szoku.

Tylko czy u nich godzina na pewno trwa 60 minut. Noi pytanie którą mają teraz i który dzień… myślę sobie. Zsynchronizujemy zegarki. Jak w akcji napadu na bank.

Druga myśl. No, ja se zsynchronizuję zegarek z Azerbejdżanem jakimś a przyjedzie Czukcza, Czeczen, Hindus lub inne coś….

Ale mimo wszystko, jakoś … zaczynam wierzyć, że widełki czasowe, że ma to szanse, że będzie…

Jednak trzecia myśl dopada mnie nagle. Taka zła i męcząca.

No, męża nie bedzie.Lodówkę będę musiała znieść sama po schodach. Tu haczyk jest. Tu jest pies pogrzbany. Tu problemy sie zaczną.

Postanawiam zaryzykować:

– Między 15 a 18 – mówię.

– Bardzo proszę. – uśmiech słuchawkowy. – pani pozwoli, że powtórzę ustalenia- lodówka nie chłodzi, mimo, że światełko sie świeci. Lodówkę przygotowaną do transportu przygotuje pani na jutro. Lodówkę odbierze kurier jutro między 15 a 18. Czy jeszcze coś możemy dla pani zrobić?

(„make it real”- myślę sobie, ale opowiadam)

– Nie dziękuję, to wszystko.

– Więc ja teraz pani prześlę dane dla kuriera i dane dla sklepu z opisem awarii. Pani se to druknie i załączy do przesyłki. Maila pani mam. Proszę mieć miły dzień.

– Niech i ty masz miły – odpowiadam. Zdezorientowana odkładam sluchawkę.

Coś za prosto było…. coś się stanie niechybnie.

Lecz… może jednak, słońce australijskie postanowiło zaświecić nad głową moją i lodówka i perspektywa posiadania lodówki sprawnej? …..