Podróż

Podróż

Dolecieliśmy. Wprawdzie zajęło nam to trochę czasu, ale do pokonania był niemały odcinek drogi. Plan trasy był nader prosty – Wrocław -> Berlin, Berlin->Londyn, Londyn->Singapur, Singapur->Sydney. Jak widać trasa prosta i prowadząca bezpośrednio do celu.

Przeloty trwały odpowiednio 2h i 22h, jeżeli dodać do tego odprawy i przerwy pomiędzy lotami robi się z tego 36h w podróży. Przelot liniami British Airways a potem Quantas – ciekawostka, trasę Londyn -> Sydney przelecieliśmy Airbusem A380 – największym samolotem pasażerskim świata. Wrażenie na płycie lotniska robi ogromne, dwa pokłady 4 silniki. W środku klasa ekonomiczna sprowadza na ziemie co do rozmiarów tego samolotu, szczególnie jeżeli chodzi o ludzi o normalnych rozmiarach 😉 Co nie zmienia faktu, że nie było tak tragicznie – spodziewałem się gorszych doznań.

Wrażenia z poszczególnych punktów – Berlin Tegel – małe lotnisko, w nocy harcują na nim zające i lisy – nic dziwnego. Niemiecka obsługa parkingu nie mówi po angielsku ;P Sami pracownicy BA bardzo uprzejmi, gorzej z Niemcami, którzy albo nie lubią polaków, albo… mają jakiś inny kompleks.

Londyn Heathrow też jedno z większych lotnisk na świecie, a na pewno w Europie. Wszystko jest ogromne, ruch na płycie lotniska jak w Warszawie w godzinach szczytu no może poza tym, że tutaj odbywa on się bardzo płynnie. Niestety nie spodobało mi się to lotnisko kompletnie. Całkowity zakaz palenia na całym obiekcie, dezinformacja co do bramek, ogólny syf i kipiel narodów. Już wiem skąd czerpano wzory do wszystkich SFów, w których są pokazane międzygwiezdne lotniska – naprawdę niewielka różnica.

Za to Singapur wywarł na mnie naprawdę dobre wrażenie. Czysto, pusto, porządnie. Obsługa poinformowana, wszystko bardzo klarowne no… może poza temperaturą a raczej wilgotnością na dworze. Wyjście na zewnątrz z klimatyzowanego w pełni lotniska daje efekt wskoczenia do akwarium. No i co najważniejsze… można palić 🙂

No… i jeszcze 7h lotu i jesteśmy w Sydney – to co się rzuca w oczy to… luz 🙂 Kontrole zdawkowe, uśmiechnięty personel i “no worries”. Oczywiście osobna bramka dla właścicieli Australijskich paszportów (nie wiem czy mają jakąś odprawę ) i… miasto. 28 kwietnia 2010 – godzina 19:45 – 18 stopni, ciepło, przyjemnie. Jest czym oddychać. Pierwsze kroki w Australii.